22 Maja 2025
Aktualności
Fascynacja naturą jest charakterystyczna dla twórczości Agnieszki Gewartowskiej. Kojarzymy ją przede wszystkim z rajskimi kwiatami i ptakami, gęstym od kształtów i kolorów tropikalnym ogrodem rozkoszy estetycznych, który ciśnie się przed oczy widza ze swoim okazałym i jednoznacznym pięknem. Jednak wystawa w Starej Kotłowni jest zupełnie inna. Przyglądamy się razem z artystką życiu biologicznemu tym razem pod mikroskopem. Stąd „Ogród rzeczy”: elementy przyrody są wypreparowane, przedstawione osobno niczym muzealne obiekty do podziwiania wyeksponowane w gablotach. Barwa, wcześniej intensywna, tu została zredukowana do subtelnego, przeważnie przygaszonego tła, uzyskanego techniką wklęsłodruku oraz eksperymentu: wody, gumy arabskiej i asfaltu. Na plan pierwszy wybija się szczegół, wypełniający ciasno cały kadr: czarno-białe grafiki o mocnym rysunku, inspirowane rycinami Ernsta Haeckela.
Zatrzymajmy się na chwilę nad postacią tego biologa, filozofa i artysty. To on wprowadził termin „ekologia”, od greckiego słowa oznaczającego gospodarstwo domowe, aby zwrócić uwagę na to, że natura nie jest bezdusznym zasobem do wyzyskania przez człowieka, ale naszym domem, środowiskiem wzajemnych powiązań i relacji między żywymi organizmami. Przywołanie tej postaci jest znaczące. Agnieszka Gewartowska to twórczyni świadoma, wprost mówi o tym, że afirmacją wspaniałości przyrody w swojej sztuce pragnie rozbudzić w odbiorcach miłość do natury i świadomość połączenia, a w następstwie poczucie odpowiedzialności za nią. Ernst Haeckel jest prekursorem postawy, która odradza się współcześnie w nowej humanistyce: interdyscyplinarność, łączenie nauk biologicznych, filozofii i sztuki we wspólnym wysiłku budowania nowego paradygmatu, nowej opowieści o świecie, która rozpoznaje nasze połączenia ze wszystkim, co żywe, i przywraca człowiekowi właściwe miejsce w całym ekosystemie.

Haeckel jest również twórcą terminu „protista”, chętnie używanego przez współczesną posthumanistyczną biolożkę Lynn Margulis, oznaczającego najstarsze i najbardziej pierwotne organizmy jedno- i wielokomórkowe – czyli naszych praprzodków. Odwieczne i niepokonane, stanowią początek i źródło życia na Ziemi. Margulis dzieli z Haeckelem fascynację tymi mikroorganizmami. Dzięki pracom Agnieszki Gewartowskiej również mamy szansę się nimi zachwycić. Dodam jeszcze, że technika akwaforty i akwatinty w ciekawy sposób koresponduje z przesłaniem prac: najpierw mamy niepozorną, niewielką matrycę, która staje się bazą dla wielkoformatowych grafik, podobnie jak nasiono szyszki staje się bazą dla wybujałego drzewa, a bakteria sprzed miliardów lat – bazą wszystkiego, co żyje.
Patrzymy zatem na przyrodę w zbliżeniach makro. Drobne, niewidoczne gołym okiem lub pomijane na co dzień „rzeczy”, składniki naszego materialnego żywego świata, powiększone zostały do monumentalnych rozmiarów, wyraziście i majestatycznie emanując swoim pięknem. Zagarniają całą przestrzeń, surrealistycznie wklejone w delikatne pejzażowe tło, przez kontrast jeszcze dobitniej wyrwane z niewidzialności, mocne i dumne. Widzimy idealne mandale komórek, jak święte wzory mówiące o doskonałości istnienia. Spirale muszli, które Agnieszce Gewatowskiej kojarzą się z równym rytmem kosmicznych pulsarów. Artystka mówi o tym, że tworzy własny kod, który pomaga jej nawigować w chaosie świata. Nie dziwi, że tym kodem jest język przyrody. Przychodzi mi na myśl moja szkolna refleksja, że historia jest zapisem krwawych błędów i okrutnych pomyłek człowieka, a biologia – studium spokojnej doskonałości stworzenia. Rzeczywiście harmonia pozaludzkiego pomaga czasem przejść przez szarpaninę ludzkiego.

Patrząc na ryciny protist umieszczone centralnie w morskich czy leśnych pejzażach, nie mogłam uciec przed skojarzeniem z Casparem Davidem Friedrichem. U Friedricha w centrum stał człowiek jako podmiot. Odwrócony do nas plecami, kontemplował, zapraszając widza nie tylko do wspólnej kontemplacji, ale i do refleksji nad własną podmiotowością, nad przeżywającym jednostkowym „ja”. Tutaj mamy odwrócenie perspektywy. W centrum nie stoi już osoba ludzka, ale mikroorganizm, niczym samo życie. I nie jako poznający podmiot, raczej jako przedmiot poznania: teraz patrzcie na mnie! Tak właśnie rozumiem „Ogród rzeczy”. Ogród – czyli styk natury i kultury: przyroda, ale wyeksponowana i zaaranżowana przez człowieka, by zachwycała, jak drobne formy życia przetworzone przez artystyczną wrażliwość Agnieszki Gewatowskiej. I rzeczy, rozumiane jako obiekty estetyczne, które zasługują na afirmację i podziw po prostu dlatego, że są.
Justyna Artym
fot. Ścibor Ciepielewski